Złota Szekla 2014 z mojego punktu widzenia

No…a jednak się udało. Mimo perturbacji wszelakich udało nam się trafić na miejsce. Po filozoficznych dysputach jak wykorzystać platformę do wtargania sprzętu do góry, nie ryzykując przy tym uszkodzenia fatalnie zaparkowanego samochodu, wzięliśmy się do roboty. Jako te mróweczki skakaliśmy po schodach w górę i w dół, z kilogramami sprzętu na grzbietach. Robert. Obiecaj, że kiedy w przyszłym roku będziemy występować na stadionie Wembley, będziemy mieć technicznych od tego… ;). Złożyliśmy do kupy klocuszki i rozpoczęliśmy próbę techniczną. I tak sobie płynął czas, z rzadka przerywany „zakanszaniem”  😉  dóbr w garderobie i siorbaniem napojów niewyskokowych. Próby przebiegały w napiętej atmosferze i wielkim pośpiechu:

20141121_145655Próba techniczna w toku… (Fot.Przemek Bednarz)

Na szczęście, jak szybko się zaczęły, tak szybko skończyły. Resztę czasu, pozostałą do występu spędziliśmy w sposób dowolny.
Zaczęło się koło 18:30. Na scenie pojawił się Kamil Badzioch, ze swoją słynną już białą gitarką firmy Takamine…trzymałem później przez chwilę to wiosełko w dłoniach (oj…fajne 😉 ). Zaprezentował kilkanaście utworów solowych (nie mylić z soulowymi)…a Publiczność słuchała i dawała oznaki życia. Czyli KTOŚ TAM JEST! Niestety, nie byłem w tym czasie na widowni, dolatywała do nas jedynie część repertuaru Kamila – ale jedno jest pewne: Facet potrafi grać, śpiewać oraz wydobyć z Publiczności chęć do  owacji. Nie było nam tego jednak w pełni docenić…zżerały nas nerwy i trema w garderobie. Ciągle powtarzaliśmy sobie: jak nas przyjmą konińscy Żeglarze?. Wszak nie gramy piosenki żeglarskiej…dryfujemy sobie po bezkresnych bezmiarach szeroko pojętego Folku. I wreszcie prowadzący ogłasza WYROK: …”Proszę Państwa…zespół Folk Street”. Co zrobić – wychodzimy na scenę i chwytamy to, co każdy miał w zasięgu ręki. Mi, na ten przykład, przypadło low D whistle i bouzouki…To zaczynamy. Znowu po swojemu – czyli Martin Wynnes Reel.

_0037Rockowe brzmienia w „Czas wyruszyć w morze” (Fot. Kamil Piotrowski)

Trema dała o sobie znać…ale dalej już poszło odruchem. I chyba się spodobało, bo z ciemności przed nami doleciały brawa. Tradycyjnie drugim utworem było spokojniejsze „Misty morning, Albert’s Bridge”…no a potem…a potem już pojechaliśmy po całości naszymi interpretacjami znanych (mniej znanych i zupełnie nieznanych) motywów folkowych. Fajnie się grało. Rockowe brzmienie „Brian Boru’s March/After the battle of Aughrim” stanowiło dla nas punkt kulminacyjny – lubimy to grać, bo jest to całkowicie nasz, folkstreetowy aranż i jest niezłym polem do popisów improwizatorskich Michała.

_0047Spotkanie dwóch światów w Cooley’s Reel  (Fot. Kamil Piotrowski)

Kilka problemów technicznych (jak np. bateryjka Roberta) nie zepsuło nam zabawy. Było naprawdę czadowo. Szkoda, że nie mogliśmy się słyszeć siedząc na widowni…Ale tak to już bywa, wszystkiego mieć nie można. Dlatego pozostanie zagadką dla nas, jak brzmieliśmy. Może ktoś nas nagrywał…

_0057Gdzieś pomiędzy piosenką żeglarską a Folkiem  (Fot.Kamil Piotrowski)

W poczuciu dobrze spełnionego „obowiązku” oddaliśmy scenę Mechanikom Szanty. Kto słyszał…ten wie, że są świetni. Nie pozostaje mi tu nic do dodania czy opisania. My się cieszymy, że spotkaliśmy się wszyscy i na scenie i poza sceną, w kuluarach…Pamiątka pozostała. Smaczku dodaje fakt, że na piosenkach z ich pierwszej kasety – „Żegluj” … uczyłem się grać na gitarze. I było to moje pierwsze spotkanie z piosenką żeglarską…Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy :)))

_0060Kamil Badzioch, Mechanicy Szanty i Folk Street po koncercie (Fot. Kamil Piotrowski)

Dziękujemy Wszystkim za fajną atmosferę  :)) i Kamilowi P. za udostępnienie fotek dla naszej strony WWW. Więcej fotek ze Złotej Szekli możecie obejrzeć na profilu fb użytkownika szanty24.pl.

50 lat minęło … czyli benefis Michała

Tak. To już 50 lat minęło. Podobno. Skrzypek – jak to skrzypek – nie musi wyglądać na swój wiek. A Michał na pewno nie wygląda. Ważne, żeby grał z pasją…Z Michała,  aż się wylewa zaangażowanie podczas gry (aż trzeba się troszkę odsunąć)…Bo już na pewno się nie zachowuje na scenie, jak 50-latek (poza sceną: brak jakichkolwiek danych)… 😉

Ciszą przywitał nas kościółek w Żerkowie. Rozstawiliśmy sprzęt, podłączyliśmy się, uderzyliśmy w struny… i nagle zaskoczenie: JAKA TU FAJNA AKUSTYKA! Spokojnie dałoby się zagrać kompletnie „UNPLUGGED”. Michał nas stonował, żeby nie było za głośno. I to był strzał w dziesiątkę. Dźwięki produkowane przez nas dostały naturalnego reverbu i brzmiały…brzmiały…brzmiały… Normalnie aż chciałoby się stać po drugiej stronie, wśród Publiczności.

galeriazerkow

Publiczność dopisała. Początek koncertu został nakreślony przez dwóch Panów z duetu BLUES MAKERS grających klimatyczną poezję śpiewaną. Włodzimierz Sypniewski (gitara,wokal) razem z Michałem Rybackim (skrzypce) przenieśli nas w artystyczną krainę dźwięków płynących wolno, nieśpiesznie…ale wprost w otwarte serca słuchaczy. Dołóżcie do tego mroczne, surowe wręcz, wnętrze ewangelickiego kościółka…i wyobraźcie sobie jak było. BYŁO PO PROSTU PIĘKNIE. Za czarowne rozpoczęcie tego długiego wieczoru, Publiczność dziękowała długimi brawami. Aż się obawialiśmy, czy uda nam się po tym wszystkim, skupić uwagę Słuchaczy na naszej muzyce.

Folk Street

Z nierzeczywistej krainy zadumy i zasłuchania trzeba się jednak było obudzić. Na scenę wyszliśmy my…czyli Folk Street. Zaczęliśmy podobnie klimatycznie…ciepłe dźwięki low D whistle rozlały się w przestrzeni przed nami, przywołując przed oczy zielone równiny Irlandii. Leniwie i przejmująco narastały, budując niepokój i zapowiadając ucieczkę w szybsze, energetyczne dźwięki . A potem…A potem Michał zapalił nam ogień pod stopami, zmianą tempa na swoich skrzypcach. Daliśmy się temu ponieść, i razem zagraliśmy to, co w nas siedzi. Niczym nie skrępowana radość z grania szybkiej i skocznej, celtyckiej muzyki. Publiczność chyba poczuła to co my, wykazała się, z powodzeniem oczywiście, chęcią klaskania i rytmicznego przytupywania. I tak już zostało do końca naszego grania. To Dzięki Wam, Droga  Publiczności, te pół godziny było wspaniałe. Nie spodziewaliśmy się, że nasze aranże muzyki irlandzkiej i szkockiej w wykonaniu folk-rockowym tak się Wam spodobają… Ale choć się świetnie bawiliśmy, to trzeba było zejść ze sceny. 🙂 Ale pokażemy Wam jeszcze … 😉

10-1

Jako trzeci, na scenie pojawił się Country Band Jiii…ha. Zagrali mieszankę country i bluesa w rockowej oprawie. Jak dla mnie, ciut za głośno na to wnętrze, bo przez to ciężko było wyodrębnić dźwięki instrumentów i wokalu. Ale Publiczność bawiła się też nieźle. I grając piosenki z trzecim zespołem, Michał się popisał znowu. I pokazał swoja klasę i opanowanie skrzypiec. W jednym koncercie grał poezję śpiewaną, folk celtycki i potem zupełnie odmienny w stylu koncert z Jiii…ha. Szacun i czapka z tupecikiem z głów….

Po koncercie była imprezka urodzinowa…Ale spuśćmy zasłonę milczenia na tym faktem ;)…Ważne, że było jadło, napitek i muzyka… i szczere życzenia następnych 50 lat :). Za fajne chwile, za bytność w Żerkowie, za kawał dobrej muzyki z fajną Publicznością przed sobą… WIELKIE PODZIĘKOWANIA.

I do zobaczenia i usłyszenia wkrótce…

Zaszufladkowano do kategorii Relacje